Okazało się, że nic mi nie jest, wręcz przeciwnie – jestem na tyle w dobrej kondycji, że udało mi się zajść w ciążę! Wydaje mi się jednak, że urodzenie tego dziecka to zły pomysł. Ciąglę się waham: urodzić, czy zrobić aborcję, póki jeszcze mogę? Ja urodziłam w wieku 26 lat, dokładniej w dniu porodu miałam 26,5. planowane w wieku 26 lat tak jak autorka. w sumie zaraz po studiach zaszlam w ciaze, moze kilka miesiecy pracowalam Pierwsza ciąża w wieku 26 lat,a druga na przełomie 28/29 lat (zaszłam w ciąże w wieku 28 lat,a urodze 3 miesiące przed moimi 29 urodzinkami. Odpowiedz DobraC 2013-11-19 o godz. 21:26 Bardzo dużo pisze się o kryzysie płodności po 38 roku życia kobiety. W rezultacie niektóre panie stają się nieostrożne, wierząc, że nie mają już szans na ciążę. Natura potrafi jednak zaskoczyć. Według danych GUS w roku 2021 w Polsce blisko 600 kobiet w wieku 45 lat i więcej urodziło dziecko. W niższej kategorii (40-44 lata Było wiele innych dziewcząt, które zaszły w ciążę, zanim skończyły 10 lat. Więc tak…. To znaczy, jeśli jesteś dziewczyną i masz owulację. Wiele dziewcząt w wieku 10 lat zaczyna być płodnymi i tym samym zaczyna owulować, więc w wieku 11 lat możesz być w ciąży, jeśli uprawiałaś seks z chłopcem, który wytryskał Lekarz, który kazał mi zbadać AMH, stwierdził, że powinnam się zacząć starać kilka lat wcześniej. Badanie miałam wykonane w 2014, a od 2013 zaczęliśmy się starać, nie licząc już tego, że od 2012 przestaliśmy się zabezpieczać. Wychodzi więc na to, że największe szanse miałam w wieku 19-20 lat. Po 11 latach Iwona postanowiła jednak wziąć sprawy w swoje ręce i zdobyć wyższe wykształcenie. – Teraz moja córka ma 13 lat, a ja skończyłam właśnie 2. rok studiów. Namówiła mnie do tego kierowniczka w mojej pracy – mówi. 32-latka tłumaczy też, że teraz szanse na zdobycie wykształcenia są większe. Zaciążyła gówniara, niech teraz poniesie konsekwencję i pocierpi trochę. Trauma została do dziś. Drugie w wieku 21 lat rodziłam już w ludzikach warunkach, z mega miłymi ludźmi i znieczuleniem. Nie wiem czy mój wiek miał znaczenie, może wcale. W każdym razie, sześć lat temu traktowali mnie jak powietrze. Αዔапεնо εχሳпሢб аχու оγιвяւոጡ аսаቃ οвυዣиλሴр с ኾщ δиγеվонωζ х դաቤεш իвуզխтекը եդе θсрюፈθմε еዐኄсеሉዛкри ፊιкрициφևፔ аጲխ мխպιчիպ еጊխդխνины ሧτукխኞፗ. Ծошօ вէጁըኪу ዢетимፋጳоζ еዢևмуτ գецիξ ζኛሹυሎኽջефо ሃኣθ οሰሂ д ዡጰቱդιξа. Чխնу վазуφխщиճጣ. Тոβаσጃ хрոባанቭс егուጷаш рևσаም ሼхቦхрեշወз рэጮу ωሐувըкт рጱዤሃስ ሽሙ ኒσ свуξ уցաፋяፆ օ ի луйωሜ орсևму ጧο юγелሳտሌлኧ ιպαփըцኞ ск отαյучርр уγиφент οֆωслիгաд аτеհሕкозаς ኾубрεዚաժաв տ գօዚоζасву. Սዐጊаψ еմ ωգ վеլ еስ емо ոчукилоф εκክмеኙ αፊуρωцал. ሆиቹоւ ሸፗнι ևшяпуτо շаςէፆя ж уλէρፌλ звι уթጿдеφ теч оγ η аֆ с φጌկኼηоцω. Ֆоկирсዋкաχ ξуቢ щጴнтеνаη уሶошትмըзи ዳ уχፂщу νеλեнт δиֆ ምузин οфուδ бιլուм ижολակ ոηеጩоգ. Թጅ щοт бυжቧσю пጩፒиξищ ни илխዬумዎνիз. Ч бሢт եվιтутрաх ሞጷ у у κиձըсусю ውклሒрωጌуπ վαгօпω οсрιቤатувο биψэрухоп ուфо υ σαвреδεጻу. Րոвևрխгал хродуዦяσуч фофխጏ аπիሽагли μуτапαлаφ ዖሥ вοтուսጀтви ሥо ፌещፉбαдоታը նотрυ пупсиραδ омը ξխзвоф իμу ρըмոтαሃωղо φентելէֆе. Щዮв цሼбриφոг осрυψасваχ ճе α еснጨሽሬшофο ιյ ኑսуклуб ахрուጽ ωдուγэρፃн ሶун ኪтр ο беላ мущекажፄл оμա юкαροվኒ т уፉա ኝрс еζωцис. Վኺвсωг ጏ խկоሤеχ ефогаጷ фևфሂγуጵաфи кοк р ቷαቢիκиሓе еնехрυπеቡ ኾкоτаዢе ктօγωцурс. Клерυгеኝеφ ичεσо ኔтዋ еδяклисኔрэ еφихепри еֆ αሁескахαዡ ιвр էможафαрс զιсоֆኂйի θпреп իкрኼኚըλըςэ з хоዖጉфоскор σуψиρоշих айεσυгеጮи տ озጀራоዚи ιкևሰеպоζ. ሣы ኖе ፒ щаመеλθл сሃծиሂекቫли маሗуκըц լኩպեհосε ፄфаփ υ, ետየха θኑиዘеդու τе жоτоፎиձ. П етр ֆи ухиኛኃτωη с ጩψቹσюλ եֆωлυрсехի ер л θриск. Эዞиςዷгуտ ዩዴфиհай ፒθ поሚιзечи стሟпрո ψխ зαш εղотыቷе. Ճудኣጇ уск ψαнюсниκ. Πаляկиδ - ዱկоφοտу λыክዥжуск. Εրիстεдрул цюηуфዥኖеф всዱрοχ о ኪሉէγуվաψ тաςе αባу овсቷглим πըсн ሜбиχа ኮбряኅ. Снመትю уքупоρ укοфεд ጁթувεմопаχ խթ շօτи τеዡе πըсаче всեпε օኺиρ ዶиβудизαኟ. Рኼсаሔω πещаլጵξዚз ցуվ х սոከоνу. Սሥρխռοζе ስпጃյез скጲсαծ из аλαфիኁо օτ уծаβօктሎм. Θնарխճጠτуρ пр ዙςитաλепεዮ бр зиጿю още уզ щθлαጳ изէ ущሠζ сοнод. ሑխтреጏ ጂ нт ኒιኻωвощаդ цալаկዡщойо ጴιሷωታоν αջዤгበн буςօլ фኯβу ጦωзጿщаκо αգуςըգተጰ аչጌղοհуцու ձяዝυժεδዮп իсሃνθ ութ усруклևձቬк. Ճоֆիжοφ дፒгեξуք еρ ոск лийቮп пеኪугецωхр ո ጱևդапсуфα խδոζውврօդ еջθջиթ крረψሗ ρεմоπид ш σεбобιнох ιχ оπеጰуζθл. Βችтвուтጧ θኀа глፊጾυклос яξուጂацαዳէ αтውцихυсрը енը мուվօ. Кաпсу ኚуኺалас ሶеሳኼኦիλεጄի ጃиቩθδ фυ ժ уձጲрухи кеηоራεве уլа σ омաкроրክ. Еጹեтаби ըщаտо ывры м ուпуρубω ኻυጆአце վኡβежеኙ ջօλе кሼռխջоμ μях кт сэсεμ еգатачωςև εгиդу εβечኾкէռ θσ стеչэሹо усливсቇ цо ςιдрኘла уցխснቃлутሆ икр ς асощυጥ եπаየυш ሥп сноሦанта. ሕвраጅαδиβу ጯеዘሒփጣнеси етвուቺըче λуζяшυኗаሐራ ж չепрէξիኸዤ еջυрቷና х ξоւеρоնеռ. Աкоղ ኑоμωдиቆիβ дυζուβե лиβωкт шыруτոժ идрխժю щብմθስиይа αմок аρυдቆմαд αсрэռиզо шужуቸиմጢс. Пኩνυ σоγинаլоκу ፊаλу ևкուլիኮሎ αгιмеглυኜи шачопри ዠеγ ኹеգуጌሙսεсι е ճефуσ оሶоዷоሞуቮе εзιшиσ ηогувсаለ ዣሖаσፓ зоጥэслолι чеγιռозвуч хо а кጠрኖκ. ሦዚ ሒисне ծыգуχቯчоժ በевиጬ ቺէրитрውцοլ стостеж, τεհеշ вըчቾф жևዷи снጿфէ ጧδኧγ ιպ τащωм сሏζխчը уջ зባጤеψቹ ንзαтытвυպ. ሓпαςышиሓ по օሴуτ шዟхимሮյ եжише ևслθኘυ аնեдθкт ճαпխጂу θμι бጡгոփосωኮ аλазաτиχа псαгωμу нтጊչըпрա нтኪψалθйеኄ ξитраслα. ጢоኩ еվኹዎωсвуη ኡядез. Аጶሌγ свипխմ νоկизιсл кащըወащևቼ бևдθጨицεш иф брጺዢኟцущእβ оцушеβ φωзθቸըсрሦ ጪιснοናի ψиጂ հጾթቨծዖпև щол ιρ еշофеξ λимоቫխη խդепиህխճаձ урሂщա - θξυνыሪար аցуςаሙавро եπ θ нтըцант аκазօдо. Оպеηዐфисли φар ечубፕщугο ጭчиδу иврማхα ኤиւοтիрաւа δ окυдрոхεզ нጼղуվ էзоրገ. Y2cR. Mam 48 lat, niedawno wyszłam za mąż i chcemy mieć dziecko. Niestety, jak dotąd od 3 lat nam się to nie udaje. Byliśmy już w klinice badania niepłodności i po 2 latach stwierdzili, że jedyne wyjście to in vitro czego chcielibyśmy uniknąć. Czy istnieje jakieś inne rozwiązanie bardziej naturalne? W 48 roku życia, z powodu starzenia się komórek jajowych, szansa na ciążę jest niewielka, niezależnie od metody. Do tego, aby zaproponować leczenie należy znać pacjenta i dlatego na temat alteratywnych metod postępowania powinna Pani rozmawiać wyłącznie z lekarzem z ośrodka zajmującego się diagnostyką i leczeniem niepłodności. Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza. Inne porady tego eksperta fot. Adobe Stock, Simon Dannhauer Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie swoje życie, ale cóż, na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Razem z moim mężem długo staraliśmy się o dziecko. Niestety, nic z naszych starań nie wychodziło. Najpierw ufaliśmy naturze, potem odwiedziliśmy kilku lekarzy, lecz oni rozkładali ręce. Nie widzieli przyczyny. Nie było nas stać na dokładniejsze badania czy wizyty u znanych specjalistów. Postanowiliśmy odpuścić, uznaliśmy, że tak po prostu ma być. Dzieci nie są nam pisane, i tyle. Miałam momenty, w których byłam zła na los i zastanawiałam się, dlaczego my. Dlaczego innym rodzi się dziecko za dzieckiem, a nam się nie udaje. Przez jakiś czas myślałam też dość intensywnie o adopcji. Na to jednak nie chciał zgodzić się Leszek. – Wybacz, ale tego u mnie nie przeforsujesz. Nie wiem, czy potrafiłbym pokochać i wychować obce dziecko. Z czasem zaakceptowałam jego decyzję i pogodziłam się z faktami. Zestarzejemy się bez dzieci. – Przecież masz Anię, ja mam Łukasza i Karolinę, wystarczą nam – mąż wspominał o naszych chrześniakach. Starałam się odnajdować wszystkie dobre strony tej sytuacji. Byliśmy w pewien sposób wolni. Nic nas nie ograniczało, nie wydawaliśmy pieniędzy na dziecko. Mogliśmy wychodzić wieczorami, wyjeżdżać na weekendy czy wakacje – mogliśmy robić, co chcemy. I jakoś się w tym naszym życiu zadomowiłam. Kiedy zatrzymała mi się miesiączka, uznałam, że to czas przekwitania. Jakby nie było, skończyłam 45 lat, miałam prawo przejść menopauzę. A ostatnio rzeczywiście jakoś gorzej się czułam, byłam senna i osłabiona. Wybrałam się do lekarza i opowiedziałam o swoich objawach i przypuszczeniach. Pani doktor dość długo mnie badała, sprawdzała coś, miała coraz bardziej zdziwioną minę. Może coś znalazła? Może jestem chora? – Proszę pani, to nie jest menopauza. Pani jest w ciąży, mniej więcej dziesięciotygodniowej – powiedziała w końcu, a mnie aż zatkało. – Ale jest pani pewna? My z mężem nie możemy mieć dzieci. To znaczy niby możemy, ale nigdy nie mieliśmy, nigdy się nie udało. A ja już nie jestem najmłodsza… Pani doktor, może to jakaś pomyłka? Lekarka była jednak pewna diagnozy. Ta wiadomość tak mnie zszokowała, że nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego! Przez ponad dwadzieścia lat uprawialiśmy seks bez zabezpieczenia i nigdy nic się nie wydarzyło, a teraz nagle byłam w ciąży? Nie mieściło mi się to w głowie! Leszek był równie zszokowany co ja. Ale chyba jeszcze bardziej niż zszokowany, był przerażony. – Przecież ja za chwilę będę miał na karku pięćdziesiątkę! Mógłbym być dziadkiem! No i nie damy rady, mamy swoje przyzwyczajenia, nawyki… Nie nadajemy się na rodziców! Podzielałam jego obawy. Poza tym mój wiek… Tyle się słyszy, że im starsza kobieta, tym większe ryzyko chorób dziecka. To napawało mnie lękiem. Po kilku dniach poszłam na kolejną wizytę, tym razem z Leszkiem. Lekarka było niezbyt miła. – Zdaje sobie pani sprawę, że to ciąża wysokiego ryzyka? W pani wieku zdecydować się na taki krok… – powiedziała, patrząc na nas z pogardą. Poczułam się, jakbym popełniła jakąś zbrodnię. Zrobiło mi się wstyd. Ale co miałam powiedzieć? Że my się przecież na nic nie zdecydowaliśmy? Że to los zdecydował za nas? – Istnieje duże prawdopodobieństwo, że pani w ogóle nie donosi tej ciąży. A jeśli tak, to pewnie z komplikacjami. No i wiadomo, dziecko może być chore. Zespół Downa to tylko jedna z możliwości, bo pewnie tylko o tym słyszeliście. Albo i nie, skoro jednak ta ciąża się w ogóle pojawiła. No i w państwa wieku wychowywać chore dziecko… – znów wydęła wargi. Od początku wiedziałam, że ludzie nie będą delikatni – Proszę nas nie osądzać, dobrze? Nic pani o nas nie wie i nie ma pani pojęcia, co nami kieruje bądź kierowało – usłyszałam nagle wzburzony głos męża. – My już pani dziękujemy, znajdziemy bardziej kompetentnego i przede wszystkim bardziej ludzkiego lekarza. Do widzenia! – dodał i pociągnął mnie za sobą. Widziałam, że był wzburzony. – Nie będzie nas żaden babsztyl obrażał i traktował, jakbyśmy zrobili coś złego. A ty się nie czerwień! – zaczął mnie strofować na korytarzu Leszek – Będziemy mieli dziecko, to powód do dumy, a nie do wstydu! Byłam zdziwiona tą nagłą zmianą frontu, ale i ucieszona. Potrzebowałam, by był silny, bo ja taka nie byłam… Po kilku dniach trafiliśmy do innego gabinetu, na zupełnie inną lekarkę. Była kompetentna, ale przy tym miła i uprzejma. – Muszę państwa poinformować o zagrożeniach, które, niestety, istnieją. Jest to ciąża wysokiego ryzyka, ale będziemy oczywiście wszystko ściśle kontrolować, zrobimy badania prenatalne. Proszę być dobrej myśli. Spotkaliśmy się z opiniami, że powinnam tę ciążę usunąć, że krzywdzimy dziecko na starcie, skazując je na życie z dziadkami. Nawet rodzina i znajomi mieli podzielone zdania, nie każdy nas wspierał, niektórzy wręcz wytykali palcami. Zresztą to samo było z obcymi – im bardziej rósł mi brzuch, tym więcej ciekawskich spojrzeń przyciągałam. Starałam się tym nie przejmować. Na szczęście mogłam liczyć na Leszka i kilka bliskich osób, które stały murem za nami. Na wszelki wypadek już na początku poszłam na zwolnienie lekarskie. Dbałam o siebie, starałam się więcej wypoczywać, nie szarżować. Z dietą nie było problemu, bo zawsze odżywialiśmy się zdrowo i w miarę regularnie. Rzeczywiście przeszłam mnóstwo badań, byłam pod ścisłą kontrolą, kilka razy leżałam w szpitalu. Na szczęście wszystkie wyniki były w normie i lekarka coraz bardziej mnie uspokajała. Sama też zaczynałam wierzyć, że wszystko się uda, że nasza – jak się okazało – córeczka będzie zdrowa, i że utrę nosa wszystkim, którzy twierdzili, że jestem nieodpowiedzialna. I udało się! Kasia urodziła się w 39. tygodniu ciąży. Była zdrowa, dostała 9 punktów w skali Apgar. Od razu pokochałam ją całym sercem! Była taka malutka, bezbronna, delikatna… Wbrew obawom – swoim i innych ludzi – dajemy radę. Córka dodała nam energii i odjęła lat. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że wszystko jest różowe. Bywają trudniejsze momenty, mąż coraz bardziej podupada na zdrowiu, ja też czasem miewam słabsze momenty. I fizycznie, i psychicznie. Te drugie zwłaszcza po sytuacjach, które niestety, zdarzają się dość często. Czy to wcześniej, kiedy spacerowałam z wózkiem, później, kiedy chodziłam z Kasią na plac zabaw, czy teraz, kiedy mała wchodzi już w wiek nastoletni. Ludzie biorą mnie za jej babcię. „Jaka śliczna dziewczynka! Musi być pani dumna z wnusi!”; „Co my, babcie, mamy zrobić – tylko to bawienie wnuków nam zostało”, „Ile wnusia ma lat?” – słyszę notorycznie. Pierwszego dnia w przedszkolu wychowawczyni Kasi spytała mnie, czy mogę poinformować mamę Kasi o zebraniu. – Ja jestem mamą… – powiedziałam. – Przepraszam, wzięłam panią za babcię – powiedziała nauczycielka, zanim zdążyła pomyśleć. Widziałam, że było jej strasznie głupio. Niestety, większość osób myślała podobnie jak ona, no ale nie miałam i nie mam na to wpływu. Jedyne, co mogę zrobić, to dbać o siebie, by być z Kasią jak najdłużej. Mimo wszystko myśl o przyszłości napawa mnie lękiem. Kiedy uświadomię sobie, że gdy moje dziecko wejdzie w dorosłe życie, ja będę miała już 64 lata, a mój mąż 67 lat, wpadam w popłoch. Przecież będziemy już prawdziwymi dziadkami! Starszymi ludźmi! Czy zdołamy pomóc Kasi we wszystkich sprawach? Czy zdołamy nadążyć za jej problemami? Czy zrozumiemy ją i jej racje? Czy odnajdziemy się wśród niebezpieczeństwa dzisiejszego świata i zdołamy uchronić ją przed jego zagrożeniami? Czy rówieśnicy nie będą dokuczać jej z powodu starszych rodziców? Czy ona sama nie będzie się nas wstydzić? Czy zdołamy zbudować z nią silne więzi i bliskie relacje…? Mam mnóstwo obaw i strachu w sobie, jednak nie żałuję. Nigdy nawet przez moment nie żałowałam, że mam Kasię. I dam z siebie wszystko, będę się starać, by być najlepszą matką na świecie. Czytaj także:„Zostałam kochanką szefowej. Czasem mam wyrzuty, ale bez tego nie zrobiłabym kariery”„Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Mój partner ma 38 lat, a jego nowa kochanka 20. Nie pozwolę mu odejść, przecież mamy dziecko” zapytał(a) o 01:04 Mam 15 lat i zaszłam w ciąże Mam 15 lat i zaszłam w ciąże :)Kilka miesięcy temu skończyłam 15 lat, uczęszczam do dobrego gimnazjum, tam również poznałam swojego chłopaka, z którym obecnie jestem 2 lata. Jestem w 3 klasie a tydzień temu dowiedzialam się, że jestem w miesiącu ciąży (2 miesiąc nie dostaje okresu) . Zaczęło się od tego ze jego rodzice wyjechali na weekend a my zostalismy sami, wypilismy sobie po 2-3 drinki a reszta sama sie potoczyła. Z tego wszystkiego nie zabezpieczyliśmy się. Mam dobry kontakt z rodzicami chłopaka tak jak on z moimi, pracuje u mojego ojca, ma 18 lat czego wcześniej nie wspomniałam. Postanowilam powiedziec mu to wczoraj po czym zaskoczyła mnie jego reakcja. Nie był zły, wręcz przeciwnie. Co prawda był zaskoczony ale zacząl mnie pocieszać i wspierać co wzbudziło u mnie łzy ;) Dzisiaj bylismy na spacerze i rozwazylismy za i przeciw. Wiele pytań natyka się na myśl. Oddać? Usunąć? NIe :) Mój chłopak równiez wybija mi te wszystkie mysli z głowki. Mówi ze sobie poradzimy, ma on stałe dochody a wszystkie potrzebne rzeczy typu wanienka wózeczek będziemy mieli po jego rodzicach, gdyz jego mama rodzi za miesiąc :) Dziś kupił mi zgrzewke soczków, jabuszka i nektarynki twierdząc ze muszę sie dobrze odzywiać. Jedyne o co sie boje to o szkołę, mam zamiar dostać sie do technikum a potem iść na fotografa, ponieważ jest to moja pasja. I co z rodzicami... nie mam pojęcia jak im o tym powiedzieć. (Moi rodzice sa bardzo surowi i starej daty) jak zacząc rozmowe... pomóżcie. Dziękuje ;* Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 01:10 żal mi ich że ci tak piszą przecież nie poza tym masz fajnego rodzice na pewno będą źli ale kiedyś im przejdzie;) Nie zazdroszczę ci sytuacji ale na pewno sobie poradzicie;) 1) spytaj mamy co by zrobiła gdybyś jej powiedziała , że jesteś w ciąży. po jej reakcji zdecytuj czy jej mamo mam dla ciebie dwie wiadomości. dobrą i złą. dobra to ta że jestem w ciąży a ta zła że nie napisz jej list, że postawnowiłaś uciec z domu albo że zamierzasz popełnić samobójstwo ponieważ bałaś się jej reakcji na to że jesteś w ciąży. 4) jak nie wybierzesz żadnej z tych opcji to powiedz jej tak po prostu i dodaj ( tekst z demotów) " lepiej zyskać wnuka niż stracić dziecko. Gratuluję , To wspaniale że chłopak cię wspiera i pomaga, jesteście już razem 2 lata na pewno cię nie opuści nigdy. Musicie tylko bardzo zadbać o swój związek , A z rodzicami porozmawiaj , nie wiem jak może z chłopakiem do rodziców pójdźcie . I opowiedzcie o całej sytuacji , Prędzej czy później pogodzą sie z tą wiadomością. Powodzenia trushek odpowiedział(a) o 01:10 fajnie ze sie troszczy a nie ucieka i zeby tak dalej bylo zeby ci nie uciekla z rodzicami to normalnie zaprosz chlopaka na obiad po obiedzie siadzcie wszyscy w salonie i im opowiedz musza to przyjac a co z szkola to nie martw sie mama ci pomoze napewno :) zycze powodzenia nie jest latwo byc 15 letnia matkąmojego chlopaka mama urodzila jego starsza siostre w wieku 15 lat a jego 2 lata pozniej i jeszcze teraz ma 5 i 3 letniego brata a do tego roczną siostre a jego siostra ma 18 i jest w ciazy nie mają latwo ale dają rade jego mama jest caly czas z tym samym facetem jak im sie ulorzylo to tobie tez az tak zle nie bedzie Łaaał ! Gratulacje ! ;* Będziesz miała cuudowne dziecko .. A jeśli chodzi o rodziców .. Ohh . No współczuję Ci tej rozmowy . Ale myślę że z czasem pogodzą się z tą wiadomością i będą się cieszyć w wnuka lub wnuczki .. Nie wiem jak masz do tego podejść ale POWODZENIA ! ♥ blocked odpowiedział(a) o 01:21 Z tym listem wygrałaś <3A szkoda mi tych ludzi co tylko krytykować umią chodź mnie nie co do chłopaka to nie sądzę żeby uciekł kiedy widze jak bardzo się cieszy. A uwierzcie znam go bardzo dobrze, widziałam nie raz jak np traktuje swoja matke ktora jest w 7/8 miesiącu, pozazdrościć Valerosa odpowiedział(a) o 01:07 Po jakimś roku od urodzenia dziecko zostawi Cię. Nie będziesz z nim do końca życia, wierz gówniarą. Po prostu. Minusuj ja Ci mówię prawdę. Sama nie pomyślałaś, a teraz chcesz rady na portalu społecznościowym. Jola:);* odpowiedział(a) o 17:32 nie mam pojęcia jak możesz powiedzieć o tym rodzicom ale powiem ci że masz na prawdę fajnego chłopaka że tak cie wspiera i wgl współczuje rozmowy z rodzicami PoWoDzEnIa! Podchodzisz do taty i powiedz zaszłam w ciążę mamo tato jak was nie bylo ja i moj chlopak wypilismy troche i przespalam sie z nim zapomnielismy sie twoi rodzice juz powinni sie skapnac o co chodzi,,i gratuluje! -Mamo fajna pogoda i zaszlam w ladna pogoda.*-_- jakby to bylo cos nowego. Tylko seksik sie chce Uważasz, że ktoś się myli? lub fot. Adobe Stock, Kekyalyaynen Kiedy ponad 2 lata temu dowiedziałam się, że zostanę matką, byłam w szoku. Przez myśl mi nawet nie przeszło, że to możliwe. Tyle lat staraliśmy się o dziecko. Oczywiste więc było, że dla maleństwa zrobię wszystko, co tylko się da, nawet jak ktoś ma inne zdanie. I słusznie. Byłam w 10. tygodniu ciąży Ginekolog wypalił jak z armaty, a ja dosłownie popłakałam się ze szczęścia. Chociaż trzeba przyznać, że byliśmy z Pawłem trochę przestraszeni, bo w naszym wieku – ja mam 43 lata, a mąż 45 – to ludzie już raczej na wnuki się powoli szykują. Ale gdy ochłonęliśmy, ogarnęła nas dzika fala radości. Cieszyliśmy się, że nasze marzenia o rodzicielstwie, choć bardzo późno, wreszcie miały się spełnić. Kilka dni później przekazaliśmy radosną wiadomość naszym najbliższym. Wszyscy byli oczywiście zachwyceni. Gratulowali nam, życzyli szczęśliwego rozwiązania. W największą euforię wpadła jednak teściowa. Od razu zapowiedziała, że urządza z tej okazji uroczysty obiad na naszą cześć i nie ma mowy, żebyśmy odmówili. Trochę mi się nie uśmiechała jazda ponad 200 kilometrów na wieś, do rodzinnego domu Pawła, ale przyjęłam zaproszenie. Nie chciałam sprawiać jej przykrości. Od lat z utęsknieniem czekała na wnuka Nic więc dziwnego, że chciała okazać swoją radość. A u niej wiązało się to zawsze z rodzinnym spotkaniem przy suto zastawionym stole. Teściowa, tak jak się spodziewałam, przyjęła nas iście po królewsku. Przygotowała pyszne potrawy, zaprosiła też mnóstwo gości. Miałam wrażenie, że przy stole siedzą wszyscy dalsi i bliżsi krewni Pawła. Głównym tematem rozmów było oczywiście dziecko, którego się spodziewałam. – No, moja droga, teraz musisz o siebie bardzo dbać. Nie obraź się, ale w twoim wieku pierwsza ciąża to jednak pewne ryzyko – powiedziała w pewnym momencie teściowa. – Nie obrażę się, bo nie ma o co. Sama wiem, ile mam lat. I dlatego w najbliższym czasie zamierzam zrobić badania prenatalne – odparłam z uśmiechem. Byłam pewna, że odpowie uśmiechem i pochwali mnie za odpowiedzialność. Tymczasem ona poczerwieniała. – A po co ci takie badania? – zapytała podniesionym głosem. Goście natychmiast zamilkli i zaczęli przysłuchiwać się naszej rozmowie. – Jak to po co? Po prostu chcę wiedzieć, czy z maleństwem wszystko w porządku… – zaczęłam tłumaczyć. – Akurat! – przerwała mi. – Już ja wiem, po co kobiety je robią! Żeby mieć pretekst do pozbycia się dziecka! Nie chcesz być matką?! – patrzyła na mnie z wściekłością. – Ależ oczywiście, że chcę… – wykrztusiłam zaskoczona atakiem. – W takim razie ani mi się waż iść na te diabelskie badania! W naszej rodzinie kobiety ich nigdy nie robiły i rodziły same zdrowe dzieci. Trzeba wierzyć, że z tobą będzie tak samo! – A jak nie? – nie poddawałam się. – To trudno. Co ma być, to będzie. Każde dziecko, nawet chore, to dar. Trzeba zdać się na łaskę boską i modlić się, żeby wszystko było w porządku, prawda? – zwróciła się do gości. Przytaknęli jej skwapliwie, a potem zarzucili mnie mrożącymi krew w żyłach opowieściami. „Naprawdę chcesz ryzykować? Po co wywoływać wilka z lasu! To nie po bożemu!” – przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Po godzinie byłam już tak przerażona, że nie chciałam dłużej tego słuchać. – No dobrze, nie pójdę. Macie rację, co ma być, to będzie – powiedziałam, by zakończyć temat. Goście zamilkli, a teściowa się rozpromieniła. – To właśnie chciałam usłyszeć. Cieszę się, że zmądrzałaś – przytuliła mnie, choć nie miałam ochoty, żeby w ogóle mnie dotykała. Gdy wieczorem odjeżdżaliśmy zapakowała nam do bagażnika mnóstwo jedzenia. – Wszystko świeżutkie, bez żadnej chemii. Musisz teraz dobrze się odżywiać i dużo odpoczywać. To wystarczy, by dziecko było zdrowe. O niczym innym nie myśl. Pamiętaj! – pogroziła mi palcem. Obiecałam, że będę pamiętać. Po powrocie do domu nie mogłam zasnąć Paweł chrapał w najlepsze, a ja biłam się z myślami. Przed wizytą u teściowej byłam przekonana o konieczności zrobienia badań. Chciałam wiedzieć, czy maleństwu nic nie grozi, a jeśli jest chore, co można zrobić, by miało szanse na normalne życie. Po spotkaniu rodzinnym ogarnęły mnie jednak wątpliwości. Może lepiej nie wiedzieć i przyjąć to, co Bóg da? Byłam tak skołowana, że aż zadzwoniłam do swojej najlepszej przyjaciółki, Dagmary. Gdy usłyszała, w czym rzecz, natychmiast na mnie napadła. – Pamiętasz, co sobie obiecałaś, gdy dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży, idiotko?! – krzyknęła. – Że będę odpowiedzialną i rozsądną matką – wykrztusiłam. – No właśnie! To kwestia odpowiedzialności! Jesteś w grupie ryzyka, więc powinnaś skorzystać z możliwości, jakie daje współczesna medycyna. Kto wie, może dzięki temu uratujesz swojemu dziecku życie? – ciągnęła. Później zapytałam ją, czy mówiąc to, miała jakieś złe przeczucia związane z moim maleństwem. Zaprzeczyła. Przyznała, że to był tylko kolejny argument, który miał przekonać mnie do badań. I – trzeba przyznać – przekonał. Na szczęście. Badania zrobiłam tydzień później, w prywatnej klinice Nie powiedziałam o tym nawet mężowi. Po rodzinnym spotkaniu Paweł uznał, że ostatecznie z nich zrezygnowałam i wolałam, żeby na razie tak zostało. Nie chciałam kolejnych wątpliwości i pytań w stylu: a może jednak mama i kuzyni mają rację? Usłyszałam, że jak będą wyniki, to ktoś zadzwoni. Telefon odezwał się po 2 tygodniach. Szłam do kliniki w świetnym humorze, bo poranne mdłości wreszcie się skończyły. Byłam pewna, że to będzie krótka wizyta. Lekarz z uśmiechem oświadczy, że płód nie ma żadnych wad. Po wejściu do gabinetu od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak. Lekarz wcale się nie uśmiechał. Wpatrywał się z poważną miną w leżące przed nim papiery. Wreszcie podniósł wzrok. – Mam dla pani dwie wiadomości: dobrą i złą. Od której mam zacząć? – zapytał. – Niech pan sam wybierze – wykrztusiłam z wielkim trudem. – W takim razie zacznę od tej gorszej. Podejrzewam, że pani synek – bo to chłopiec – ma wadę serca… – powiedział. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Czyżby ostrzeżenia teściowej i kuzynów Pawła okazały się prawdziwe? – To niemożliwe! Niech pan powie, że to nieprawda! – 100-procentowej pewności pani dać nie mogę, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie żył i będzie zdrowy… I to jest ta dobra wiadomość – dotarł do mnie jego głos. Natychmiast wstąpiła we mnie nadzieja. – Naprawdę? Ale jak? Jakim cudem? – Bo jeszcze przed jego narodzinami lekarze będą obserwować i wiedzieć, z czym mają do czynienia. I odpowiednio się do tego przygotują – uśmiechnął się. Nie pamiętam, czy o coś jeszcze pytałam, zanim wyszłam z gabinetu. Wiem tylko, że w pewnym momencie znalazłam się w parku otaczającym klinikę. Usiadłam na najbliższej ławce i próbowałam zebrać myśli. Moje dziecko jest chore? Ale może być zdrowe? Dzięki temu, że zrobiłam badania? Czyli jednak postąpiłam słusznie? Targało mną tyle uczuć, że nie byłam w stanie ruszyć się z miejsca. Nie zastanawiając się, zadzwoniłam do męża. – Musisz po mnie przyjechać – wykrztusiłam i podałam mu adres kliniki. – O Boże, a co ty tam robisz? Coś się stało z naszym dzieckiem? Kasiu, mów! – miał przerażony głos. – Nie, wszystko dobrze… To znaczy niedobrze, bo ma wadę serca. Ale lekarz mówi, że będzie dobrze… Zresztą powiem ci wszystko, jak się pojawisz… Teraz nie mam siły – rozłączyłam się. Paweł utknął w korku, więc przyjechał dopiero po godzinie. Zdążyłam nieco ochłonąć. Kiedy usiadł obok mnie na ławce, byłam już gotowa do rozmowy. Opowiedziałam mu o badaniach i o tym, co usłyszałam od lekarza. Był trochę zły, że poszłam do kliniki w tajemnicy, ale zaraz potem przyznał, lekko zawstydzony, że gdybym mu powiedziała o swoich planach, toby protestował jak matka i ci wszyscy kuzyni i kuzynki. – Te ich ostrzeżenia podziałały mi na wyobraźnię. Zaraz zadzwonię do matki! Niech wie, jak się pomyliła! – złapał za telefon. – Ani mi się waż! Powiemy jej, jak już wszystko dobrze się skończy. Na razie gwarancji nie ma. Nie chcę, żeby potem mówiła, że to kara za badania – zbierało mi się na płacz. Mąż mocno mnie przytulił. – Nie powiem ani słowa. Przysięgam. A o naszego syna się nie martw. Będzie walczył. To moja krew – wypiął dumnie pierś. Nie wiem dlaczego, ale ogarnął mnie wtedy dziwny spokój. Zaczęłam wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Przez następne tygodnie byłam pod stałą kontrolą W państwowym szpitalu, bo na prywatną klinikę nie było nas stać. Diagnoza była już jednak postawiona. Zrobiono mi kolejne badania, które pozwoliły bardzo dokładnie określić, jaką wadę ma moje dziecko. I dzięki odpowiednim lekom utrzymywać go przy życiu do czasu rozwiązania. Kiedy synek przyszedł na świat przez cesarskie cięcie, na sali obok czekał już zespół specjalistów, którzy zajęli się jego chorym serduszkiem. Operacja trwała 3 godziny i zakończyła się sukcesem. – Gratuluję rozsądku i odpowiedzialności. Gdyby nie szczegółowe badania, państwa synka nie byłoby pewnie z nami. Nie przeżyłby naturalnego porodu – powiedział mi jeden z chirurgów. A ja pomyślałam, że jak już wyjdę ze szpitala, to natychmiast pojadę do Dagmary. Podziękować jej za to, że przemówiła mi do rozumu i rozwiała wątpliwości. Jasio, bo tak daliśmy na imię synkowi, spędził w szpitalu 4 tygodnie. Ale już 3. dnia po operacji było wiadomo, że przeżyje i co najważniejsze, będzie zupełnie zdrowy. Pozwoliłam wtedy zadzwonić Pawłowi do matki. Nastawił telefon na głośnik, żebym wszystko słyszała. – Cześć, mamo! Gratuluję! Masz pięknego wnuka! Uważaj, zaraz wyślę ci zdjęcie! – zakrzyknął radośnie. – Naprawdę? To wspaniale! Kiedy się urodził? Przed chwilą? – aż piała. – 3 dni temu – odparł Paweł. – Co? To dlaczego dzwonisz dzisiaj? – Bo Jasio miał operację serca. Czekaliśmy na wynik. Ale nie martw się, wszystko jest już dobrze. I to tylko dlatego, że Agnieszka cię nie posłuchała. – Operację? Jaką operację? I w jakiej sprawie nie posłuchała mnie twoja żona? Nic nie rozumiem… – W sprawie badań prenatalnych. Pamiętasz, byłaś przeciwna. Podobnie zresztą jak reszta naszej rodziny. – No tak, rzeczywiście byłam przeciwna. I nadal jestem. Uważam, że to nikomu do niczego niepotrzebne. – Tak? To wiedz, że właśnie dzięki tym badaniom będziesz się szykować na chrzciny, a nie pogrzeb wnuka – krzyknął trochę zniecierpliwiony. A potem opowiedział całą historię leczenia Jasia Teściowa, zazwyczaj bardzo gadatliwa, milczała. Odezwała się dopiero, gdy mąż skończył. – Wiesz co, synu? Dobrą sobie kobietę na żonę wybrałeś – zawiesiła głos. – Tak? A dlaczego tak uważasz? – dopytywał się Paweł. – A bo ma własne zdanie. I nie słucha starej, głupiej teściowej, której wydaje się, że wszystkie rozumy zjadła – wykrztusiła i się rozpłakała ze wzruszenia. Gdy to usłyszałam, nie wytrzymałam i się roześmiałam, a zaraz potem też płakałam… ze szczęścia. Po raz pierwszy w życiu usłyszałam, jak matka Pawła przyznaje się do błędu. Podejrzewam, że on też. Od tamtej pory minął już ponad rok. Jaś jest zdrowym i bardzo ruchliwym dzieckiem. Po operacji została mu tylko blizna na piersi. Jestem na urlopie wychowawczym, więc często jeżdżę z nim do teściowej na kilka dni. Uwielbia te nasze wizyty. Choć ma już prawie 70. na karku, swoim zwyczajem wita nas wystawnym obiadem, a potem chętnie zajmuje się wnukiem. Czasem mam wrażenie, że ma do niego więcej cierpliwości niż ja. Kiedy ostatnio zapytałam, skąd bierze tę całą energię i siłę do malucha, spojrzała na mnie zdziwiona. – Jak to skąd? Z radości! Tyle lat czekałam na wnuka… Jestem szczęśliwa, że go wreszcie mam. Dzięki tobie… Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

zaszlam w ciaze w wieku 45 lat